Dzień dobry Kochani,
oj ponuro dziś za oknem, wieje, leje i w ogóle do niczego. Najchętniej nie wysuwałabym nosa z domu, gdybym nie musiała. Ale prognozy chyba nie są najgorsze na weekend, więc te parę deszczowych dni też się przyda. Przynajmniej nie trzeba podlewać trawy na ogrodzie.
Ile czasu spędzacie w łazience? Na takie codzienne i odświętne rytuały, te z konieczności i te dla przyjemności? Czy nie jest tak, że faceci zawsze uważają, że za dużo, a my - wręcz odwrotnie? Bo co by nie mówić, łazienka to czasem taka nasza komnata tajemnic i przemian, świątynia dumania i spa w jednym.
Historia mojej górnej łazienki bardzo różniła się od wykańczania reszty domu. W pierwotnym planie budowlanym, mieliśmy pozostać przy zrobieniu jedynie toalety na dole, ze względu na fakt malejących szybko finansów. Łazienka to niestety nieproporcjonalnie drogie kilka metrów kwadratowych... Chcieliśmy zatem poczekać, to znaczy ja chciałam, aż odłoży się znów jakiś grosz i będzie można ją zrobić tak, by za dziesięć lat wciąż była piękna. Tak to chyba sobie wyobrażałam, tym bardziej, że przecież kolejnej łazienki już w tym życiu nie urządzę. Poza tym chciałam mieć czas na wyszukanie nietypowych rozwiązań, takich, co to po wejściu do tego pomieszczenia, ścinałyby z nóg najtęższych stylistów wnętrz. Ale niestety jestem wygodna. I nie dało się tego tak zrealizować jak wcześniej planowaliśmy - wygrał pragmatyzm i przytłaczająca wizja kąpieli w misce... Zakasałam rękawy i ruszyłam w miasto w poszukiwaniu 'ekonomicznych' materiałów wykończeniowych. Musiało być szybko i relatywnie niedrogo, a zbliżająca się wielkimi krokami konieczność przeprowadzki mocno ograniczała moje artystyczne wizje, zwłaszcza, że byłam już kompletnie wypalona jeśli chodzi o pomysły. To nie był klimat na wymyślanie, na dopieszczanie i różne takie ceregiele. Byłam zmęczona budową, gdyż wszystko toczyło się bardzo intensywnie i przez rok żyłam w związanym z tym szale decyzyjnym. Oj nie było to łatwe, i choć może na początku dawało dużo radości, to finisz nie był już taki różowy. Ale to chyba ta budowa właśnie nauczyła mnie, że czasem można tygodniami wybierać wzór płytek na jeden metr kwadratowy ściany, a innym razem w jeden dzień można podjąć kilkanaście decyzji związanych z wyborem materiałów i sposobem realizacji całości. I to w sumie wyszło mi na dobre, bo swoją łazienkę bardzo lubię, za jej maksymalnie prosty i kojący styl. Czuję się w niej dobrze, nic mnie nie rozprasza, wreszcie też po dwóch latach od wprowadzenia doczekałam się lustra, więc teraz czas mojej łazienkowej bytności znacząco się wydłużył...
Zatem, rozkładając na czynniki pierwsze to, co widać na zdjęciach
(to prawa część łazienki) :
MEBLE: mebelki kupiłam w Ikei. To szeroka czteroszufladowa podwieszana szafka Godmorgon wraz z jednokomorową umywalką do kompletu oraz wiszący słupek na ścianę, abym mogła w nim schować wszystkie niezbędne drobiazgi. Ze wszystkich zestawów w Ikei ten kolor wydawał mi się w odbiorze najbardziej {luksusowy}, gdyż w białym który oczywiście wchodził w grę, wykończenie wydawało mi się zbyt plastikowe, a ciemny zbyt przytłoczyłby wnętrze. Kolor frontów nawiązuje oczywiście do belek sufitowych, więc całość ładnie się komponuje. Zachęcam Was do takich nawiązań jak urządzacie dom, bo wtedy wnętrze jest harmonijne i przemyślane, uspokaja, nie narzuca się przesadną ilością faktur i kolorów, pozwala na sezonowe szaleństwa z dodatkami nie narzucając stylu. Wtedy wszystko jest możliwe {;)}.
Kolejnym rewelacyjnym rozwiązaniem w tych meblach są szuflady ze spowalniaczami... Żadne zamykane szafki pod umywalką nie będą tak wygodne w użyciu. Musiałam dobrze wymierzyć łazienkę, żeby wszystko swobodnie się mieściło, żeby szuflady nie blokowały się przy otwieraniu i żeby był swobodny dostęp do łazienkowego wyposażenia. I jeszcze jedno - przy niewielkim metrażu podwieszane meble dają poczucie przestrzeni i lekkości. Ewentualnie w grę wchodzą nóżki, bo w łazience przestrzeń pod szafkami zawsze można wykorzystać na wagę łazienkową czy jakieś koszyczki na inne, mniej potrzebne czy nadliczbowe rzeczy.
ŚWIATŁO: oświetlenie sufitowe to wbudowane w regipsy halogeny z przeznaczeniem do pomieszczeń łazienkowych. Mam ich kilka zamontowanych w suficie, również pod prysznicem {ta część łazienki innym razem}. Ale ważnym elementem było oczywiście doświetlenie przy umywalce i zdecydowałam się sama zrobić tu lampę. Rozwiązań jest naprawdę bardzo wiele, ale warto mieć od początku na to jakiś pomysł, gdyż dobrze jest rozplanować wcześniej doprowadzenie prądu w odpowiednie miejsce. U mnie chodziło o wypuszczenie kabla na etapie suchej zabudowy. Podobne lampy zrobiłam w przedpokoju, po raz kolejny robiąc tym sposobem swoistą klamrę łączącą łazienkę z resztą domu. Element powtórzenia.
ZŁOTE DODATKI: miedziane, mosiężne i złote dodatki. Ponieważ kolorystyka ścian jest neutralna, to wybrałam takie akcenty, aby dodać całości delikatnego wyglądu {raw glamour}. Dlatego wieszaki są wykonane ręcznie z części hydraulicznych, a kilka akcentów w kolorze złota (lampa, rama lustra, przycisk wc) są nienachalną próbą przełamania nudy. Poza tym uważam, że to niezwykle ciepłe i łagodzące dodatki. Jestem zadowolona z efektu, choć mocno się go obawiałam, gdyż nie jestem fanem złota, nigdy nie byłam.
ŚCIANY: płytki..... Wybór był szybki i bezbolesny. Oczywiście pojechałam po zupełnie inne i bez konsultacji z kimkolwiek zamówiłam to, co można było dostać od ręki. Kafelkarz nie mógł czekać, gdyż ta łazienka nie była wtedy w planach, zatem nie mogłam ustalać z nim kolejnych nierealnych terminów. Na ścianę kupiłam płytki drugogatunkowe, biorąc oczywiście opakowanie na zapas, gdyby były na nich jakieś skazy, lub gdyby były nierówne, co przy większym rozmiarze może być problemem. Firma mi nieznana, na oko były ładne, i arcytaniutkie. Strzał w dziesiątkę. Podłoga już była nieco droższa, więc to, co zaoszczędziłam na ścianach dla równego rachunku zaraz dołożyłam do podłogi. Bardzo mi się spodobała nierównomiernie barwiona płytka Vives w kolorze czekolady. Na dole w toalecie położyłam wcześniej tej samej marki płytkę Terrades Grafito, więc kafelki już znałam, a wymiar i grubość dawała gwarancję, że po zrobieniu podłogi panelowej będę miała wszędzie tą samą wysokość podłóg, bez jakichkolwiek progów.
NATURALNE DODATKI: czyli surowy klimat łazienki.... Kiedy wydaje się nam, że wszystko już jest, ściany, meble, armatura {o tym też napiszę innym razem}, to na samym końcu przychodzi żywy pierwiastek, jakim są dodatki w łazience. Mogą się one zmieniać w zależności od naszych upodobań, raz mogą być nowoczesne i kolorowe, kiedy indziej surowe lub naturalne. Ja zdecydowałam, że wszystkie kolorowe opakowania będą znikać w szafkach, natomiast na widoku zostają tylko {drzewce}... nazwa, jaką mój syn ochrzcił wszystkie grzebienie, szczotki, koszyczki i temu podobne duperele w łazience. I tak oto, w moim domu czesze się włosy i myje się zęby drzewcem, uśmiech. Ręczniki też staram się, aby były w naturalnych kolorach, podobnie jak to, co znajduje się pod stopami w łazience. Oczywiście są ręczniki i dywaniki dla gości {na zdjęciach} i wersja 'ekonomo' dla domowników {jak nazwa wskazuje - nie na zdjęciach}, ale to też ma swój urok. A ponieważ tego wszystkiego nie musimy mieć od początku, to można spokojnie oszczędzać i z czasem uzupełniać swoją łazienkową kolekcję o kolejne perełki, czy przywozić sobie wyszukane dodatki z podróży, takie jak pumeks z naturalnej lawy czy ręcznie robione grzebienie. To naprawdę duża przyjemność, gdy powoli i konsekwentnie nasza łazienka nabiera charakteru. Naszego. Wymarzonego.
Życzę Wam również wymarzonych łazienek! Najpiękniejszych! Wygodnych i estetycznych.
Jeśli macie pytania to oczywiście piszcie w komentarzach.
Zostawiam Was ze zdjęciami. I ciąg dalszy łazienkowych opowieści już wkrótce....
G E T T H E L O O K
MEBLE GODMORGON
UMYWALKA
STOŁEK
LUSTRO
DYWAN BLOOMINGVILLE
POJEMNIKI METALOWE retro
RĘCZNIK MADAM STOLTZ
MYDŁO W DOZOWNIKU MERAKI
GĄBKA DO MYCIA MERAKI
KOSZ BRABANTIA
SZCZOTKA I MYDŁO W KOSTCE IRIS HUNTVERK