Znacie już obrazek mojej kuchni z ostatniego katalogu do sklepu.
Tu na zdjęciu znajduje się parę nowych dodatków - roślinka, sznurek, wydrukowany napis. Takie miejsce w kuchni, gdzie można prawie codziennie coś pozmieniać w zależności od nastroju, to bardzo fajna sprawa i polecam wszystkim!
Marokańskie klimaty w moim domu ostatnio bardzo się panoszą.
Właśnie na podłodze w przedsionku kładą się cementowe kafle (tak tak, już niebawem pokażę co wyszło!!!!),
a pakistańska henna, którą kupiłam z myślą o ozdobieniu świec, wylądowała na ręce... Nie po raz pierwszy, hihi :P
Uwielbiam marokańskie rysunki, a najbardziej to, że są takie artystycznie niedokładne.
Tradycyjny staromarokański rysunek na ceramice z Fez, jest właśnie czarny, albo niebieski, a glazura na naczyniach jest brudno-biała, czasem kremowo-różowa. Wersja, którą na pewno wszyscy wielbiciele Tine K znają, jest prawdopodobnie wysublimowaną wersją właśnie tego stylu.
Na mojej ręce natomiast widnieje typowo ślubny wzór, który kobiety wykonują w przeddzień ślubu, w czasie "wieczoru panieńskiego". Często też zdobi on wewnętrzną stronę dłoni oraz stopy.
Bardzo mi się to podoba, jednak na mojej skórze po dwóch dniach nie wygląda już ciekawie... W każdym bądź razie niczym kameleon, dopasowuję się do otoczenia ;)
***
Zrobienie marokańskiego detalu na kaflowym kawałku ściany, to dosłownie kiklkuminutowe DIY.
Mój mały posterek składa się z 3 warstw, dzięki czemu wygląda ciekawiej, niż zwykła kartka z rysunkiem przyklejona do ściany.
Na jednym białym kartoniku rysujemy grubym flamastrem wzór - ja skopiowałam wzór z wazonu.
Potem wycięłam, pod spód dałam jeden biały i większy szary kartonik. Całość spięłam starym spinaczem i przykleiłam elastyczną czarną taśmą do kafli.
Proste:)
Mam nadzieję, że mini DIY się spodobało.
To na ręce też można pod tę kategorię podciągnąć :P
Nie wiem co mogłabym napisać, chyba to, że znów czuję potrzebę zmian... Nie wiem skąd się to bierze, ale w momencie, kiedy spadły z drzew liście, poczułam lekkie zimowe poruszenie i....mam ochotę myć okna!!! O tak, nie może być nic równie nieprawdopodobnego, jak moja chęć do domowych porządków!
Więc czekam tylko aż zleci z kalendarza kartka z datą 1 listopada i biorę się do roboty. Za wcześnie? Zwariowałam? Może i tak, ale mówię Wam, jak teraz nie zacznę, to się nie wyrobię!
Festiwal Wnętrz w Łodzi zorganizowany został w dawnej tkalni fabryki włókienniczej Naum Etington.
Aranżując przestrzeń wystawienniczą, architekci uporządkowali ogromne loftowe wnętrze dzięki czarnym dużym płaszczyznom oraz wykorzystując niezwykły efekt glamour, nieco zaskakujący, a mianowicie złotą folię aluminiową, którą znajdzie się chociażby w wozie ratunkowym... Zatem i ja, czułam się niczym po reanimacji, widząc nawarstwioną farbę starego loftu, przeogromne, niesamowite okna (boże, jakże bym chciała mieć taką pracownię....) i ten niezwykle prosty zabieg stylistyczny:) Wzięłam głęboki oddech przesycony pomysłami młodych polskich projektantów, rzemieślników i tych od koncepcji, tych od marketingu i tych od sprzedaży.... Cóż, moje odczucia były, i są do dzisiaj, niejednoznaczne.
Wystawa MUST HAVE, poświęcona była produktom naszych rodzimych twórców i projektantów, a parę z nich można było nabyć na parterze w sklepiku, w którym to już panował klimat wielonarodowościowy.
Produkt ikona, Must Have, nowinka i ciekawostka, super pomysł... po prostu rzecz, którą warto mieć, z takim labelkiem na wszystko patrzy się już inaczej, wzbudza emocje, a od emocji do zakupu już dzieli nas mały krok ;) Ale wróćmy do samej wystawy... MAKE ME czyli jak rzecz powstaje i o jej twórcy
Etykiety w stylu lat 40tych:
Cóż.... wiem, że twórcy czczą swoje dzieło, ale ten akcent sprawił, że czułam się trochę skrępowana, zwłaszcza, że dotykanie to dla mnie bardzo ważna część poznawania produktu...
No ale na fotce też widać bruliony z prasowanej tektury i drewniane klocki, do których jeszcze wrócę ;)
Lampy MUM, które w zamyśle przywodzą na myśl mumie....
I wiele razy przewijający się motyw miedzi!
Lamp zresztą było całkiem sporo...
I tradycyjna polska manufaktura porcelany!
Mówcie co chcecie, ale ja uwielbiam Ćmielow :P
Ręcznie robiona porcelana, choć nie każdy wzór mi odpowiada, a biel nie zawsze dla mnie jest wystarczająco biała, to bardzo cenię ich produkty:)
Lniana ekologiczna pościel:
No...krzesło chyba, co nie? Świetny gierkowski model ;P
I kolejny ważny przekaz wystawy - edukreacja, czyli tworzenie dla dzieci, przez dzieci i z dziećmi :)
Papierowe figurki...
..a tu - mini zwierzątka do składania:)
Po prawej stronie fotki widać takie kolorowe "linijki-tabliczki", z których wyłamuje się mini elementy i składa zwierzaki.
Fajne toto:)
SLOW DESIGN
Całej wystawie przyświecała idea człowieczeństwa i empatii. Stąd też tak duży nacisk w promowaniu polskich twórców na SLOW DESIGN - czyli to, co bardzo leży mi na sercu. Część ekspozycji dosłownie obrazowała tą ideę, pokazując proces tworzenia i powstawania rzeczy, a nawet sztuki, bo nie zabrakło analogii do komponowania muzyki.
via youtube
ALEXANDER'S 7 STONES jako przykład idei slow design
To, co było najistotniejsze, to fakt, że nabywanie seryjnych, fabrycznych produktów, stało się nam obce, niesatysfakcjonujące, że chcemy aby przedmiot coś znaczył, był tworzony przez człowieka i był unikatowy. Tak jak klocki Aleksandra, mój faworyt wystawy, który był też w sklepiku, ale i Wy możecie go kupić przez internet. Na dole podaję linki do sklepów z różnymi produktami z tej wystawy. To drewniane kostki, które powstały w szopie ze znalezionych kawałków wiśni... powoli, w procesie, który uwzględniał, że rzecz ma być nie tylko ozdobą, ale narzędziem rozwoju - zabawką dla Aleksandra :))) Każdemu elementowi tej układanki można nadać znaczenie: rodzina, miłość, praca, oddanie...., a potem ułożyć z nich wieżę symbolizującą pełnię szczęśćia, życie, łącząc jego składowe - praca niezwykle trudna, bo klocki nie zawsze chcą leżeć tam, gdzie nam się ubzdura, że powinny być, ale za to jaka satysfakcja, gdy wreszcie się uda! Samo życie:))) Dla nas frajda, a dla dzieci ogromne znaczenie edukacyjne. Dla mnie rewelacyjna i wymowna dekoracja! ***
Trend eco, handmade, recykling, unikatowość... wystawa utwierdziła mnie w przekonaniu, że i ja się dobrze w tym czuję, no bo przecież gdzieś na krańcu świata też poświęcam niemało czasu na proces tworzenia swoich pudełek i lampionów.
Jestem podbudowana:)
***
Ale to, co było mi najbliższe ze względu na tematykę i same prezentacje, pozostawiło też w moim odczuciu mały niedosyt... chciałabym temu poświęcić zdecydowanie o wiele więcej uwagi i troski, chciałabym też, żeby wystawa była jeszcze bardziej otwarta i ukierunkowana na "zwykłego" odbiorcę. Żeby krzesło czy lampa nie były jedynie eksponatem, czasem z makabryczną stylizacją, ale w "prostacki" sposób, żeby pokazać ludziom jak to ugryźć. Albo w drugą stronę - jeśli to ma być artyzm, to niech tak będzie wszędzie, niech nagle nie zaskakuje mnie nie zagospodarowane stoisko.
No i tyle:) Jeszcze tylko ciekawe adresy w sieci, gdzie można nabyć produkty MUST HAVE łodzkiego festiwalu:
Miłej niedzieli:) Dla szczęśliwych posiadaczy telewizji cyfrowej - o 17.30 w Ekspresie Domowym na DOMO+ będzie dzisiaj krótka wzmianka o Festiwalu Wnętrz w Łodzi oraz wywiad z organizatorką Meetblogin w Łodzi:)