Top Social

.

LIFESTYLE & INTERIOR BLOG

Featured Posts Slider

Image Slider

sobota, 7 marca 2020

GALERIA ŚCIENNA W STYLU SKANDYNAWSKIM


Ściany potrzebują sztuki.
Kiedyś natknęłam się na to stwierdzenie i głęboko zapadło mi ono w pamięci. Z pewnością dlatego, że nie dostrzegałam wcześniej, jaki potencjał ma w sobie taka pusta ściana. Czasem pozostawiałam ją nietkniętą, przez co stawała się jakby niewidzialna. Była jedynie kawałkiem muru, który odcinał konkretny metraż. Jednak, gdy pojęłam, że obrazy mają do spełnienia bardzo ważną rolę, a ich wybór powinien być na tyle trafny, by jeszcze bardziej podkreślać piękno domu, to zaczęłam eksperymentować i szukać najlepszych dla siebie rozwiązań. 
Obrazy na naszych ścianach to kwestia równowagi miedzy tym, co znajduje się na dole i tym, co na wysokości naszych oczu. Urządzając dom, ustawiamy na podłodze, albo ewentualnie opieramy o ściany meble, często zapominając o tym, że dla równowagi musi się też coś pojawić na nich. Dzięki temu nasz dom zaczyna opowiadać naszą historię.
Powiem Wam, że dziś mam wciąż puste ściany w totalnej bieli, przy czym sztuką wtedy są na nich jedynie refleksy światła o zachodzie słońca. Podobnie ze ścinami, które przemalowałam na szaro - tam póki co cieszę oko ciekawym światłocieniem i nie chcę ich niczym zakrywać. Natomiast inne próbuję personalizować tworząc na nich przeróżne zestawy obrazów i fotografii. Dzięki temu nadaję wnętrzu bardziej osobisty charakter.

Jednak sam wybór elementów galerii ściennej zahacza o prawdziwą sztukę. Nie każdy z nas przecież jest urodzonym stylistą, aby umiejętnie wybrać coś, co pasuje do naszego wnętrza i podkreśla nasz charakter. A sam wybór jest nieskończony… Bo przecież nawet same skandynawskie plakaty, to nie taka prosta sprawa...
Zatem jak i co wybrać? Możemy kupić na aukcji obraz naszego ulubionego artysty, albo zanurzyć się w starych albumach, wyjąć pamiątkowe bibeloty i upolowane na starociach ryciny. Poszukać następnie dla nich wspólnego mianownika i stworzyć z nich na ścianie wielowątkowy obraz. Jednak to rozwiązania nie dla każdego. Łatwo bowiem popaść w przesadę i uzyskać niezamierzony efekt muzealnej ekspozycji. 


Polecę Wam zatem sprawdzony przeze mnie sklep Poster Store, gdzie znajdziecie artystyczne obrazy i grafiki, inspirowane skandynawskim designem. Ten styl, który od lat mnie inspiruje, jest niezwykle uniwersalny i daje dużo możliwości wyrazu własnej osobowości, a poza tym pasuje z pewnością do każdego domu. W ofercie Poster Store znaleźć można między innymi wyselekcjonowane obrazy do kuchni, sypialni, salonu, grafiki modowe, plakaty dla dzieci, reprodukcje obrazów, obrazy na ścianę inspirowane naturą i sztuką nowoczesną oraz fotografią. Znajdziecie tam też piękne artystyczne plakaty Selection, stworzone przez utalentowanych artystów, takich jak Tove Frank, Vee Speers i Love Warriors




Jeśli chodzi o jakość, to wszystkie plakaty drukowane są na wysokiej jakości, nieżółknącym papierze klasy premium, o grubości idealnie nadającej się do galerii ściennej. Co niezwykle ciekawe, plakaty drukowane są lokalnie na ekologicznym papierze, pochodzącym ze szwedzkiego zakładu papierniczego Lessebo bruk. Papiernia została założona w 1693 roku i jest położona w gęsto zalesionym obszarze między dużymi, płytkimi jeziorami w głębi regionu Smålandii. Lessebo bruk zajmuje się produkcją papieru od pokoleń, ciągle doskonali swoje rzemiosło i opracowuje najbardziej przyjazny dla klimatu papier na świecie. Za swoją dbałość o środowisko Poster Store otrzymał certyfikat Nordic Swan Ecolabel, jeden z najbardziej surowych certyfikatów ekologicznych w Europie. Dzisiaj świadomość filozofii marki w tym zakresie i sposób produkcji jest dla nas z punktu widzenia zagrożeń ekologicznych niezwykle ważny. Zatem warto o tym wspomnieć.

Ale wracając do naszego tematu, czyli strony technicznej i artystycznej tworzenia galerii… Sami możecie w Poster Store w łatwy sposób tworzyć swoją własną galerię dodając plakaty do listy „Ulubionych”, do której w każdej chwili macie dostęp. Jeśli jednak brakuje Wam pomysłu, to na stronie internetowej sklepu znaleźć można również gotowe inspiracje w pasującym do Waszego wnętrza stylu, które pomogą w stworzeniu konkretnej galerii ściennej. 

Gdy już wybierzemy nasz indywidualny zestaw plakatów, możemy uzupełnić je o idealnie pasującą oprawę, gdyż w ofercie są też wzmocnione ramki aluminiowe w kolorze błyszczącego złota, miedzi, srebra i matowej czerni. 
Nie brakuje także drewnianych ramek wykonanych z prawdziwego drewna dębowego, orzecha włoskiego oraz drewna sosnowego z czarno-białymi wykończeniami. Ja wybrałam czarne, gdyż pasują idealnie do nieco minimalistycznego charakteru, jaki chciałam osiągnąć tym razem. Ale każdy wybór mieści się w stylu skandynawskim i nie trzeba się obawiać, że nasz wybór będzie mało profesjonalny. Ten sklep jest doskonale skonstruowany pod tym kątem. Duży ukłon w stronę braci Tobiasa i Oskara Renlund, którzy są twórcami marki Poster Store. Zgodnie z założeniami skandynawskiego minimalizmu, bracia kierowali się ideą, że sztuka powinna być dostępna dla każdego, a piękne rzeczy nie powinny być drogie. Ale co dla nas najważniejsze, bogata oferta i szeroki wybór są w tym konkretnym przypadku pokrzepiające, gdyż rzadko kiedy w dzisiejszych sklepach możemy zapomnieć przy wyborze o obawach, że coś nie będzie do siebie pasowało. Tu samo wybieranie nie jest zatem obarczone frustracją i ryzykiem pomyłki stylistycznej, możemy z przyjemnością i spokojem ducha eksperymentować.

Przy wyborze elementów naszej galerii powinniśmy kierować się kilkoma ogólnymi zasadami. Całość bowiem powinna mieć wspólny mianownik. Od nas zależy co nim będzie - kolor, kształt ram, rozmiar, temat… Galeria powinna być niejako „przedłużeniem” stylu naszego wnętrza i tego się trzymajmy. Pamiętając oczywiście, że kontrastowe zestawienie również mieści się w kanonie, o ile jest zamierzone. Mając to na uwadze z pewnością będziemy zadowoleni z efektu końcowego. W moim przypadku brałam pod uwagę dwa różne pomieszczenia, do których dopasowałam plakaty i obrazy. Jedno z nich, które Wam tu pokazuję, to korytarz na poddaszu, gdzie na ścianę nie pada bezpośrednio światło słoneczne. Brałam w związku z tym pod uwagę, aby nie przesadzić z ciemnymi akcentami. Jednak dobierając do nich czarne proste ramy chciałam je wyraźnie skontrastować z białą ścianą i podkreślić różnice w rozmiarze. Zdecydowałam się na dosyć kobiecy motyw przewodni, czyli niesamowity plakat Tove Frank, wokół którego zbudowałam tematycznie całą kolekcję. Detale architektoniczne i kolorystyka Marakeszu,  zestawione ze zbliżonym w tonacji widokiem swojskiego równinnego krajobrazu, nieco egzotyczne dla mnie dłonie przesypujące ciepły pustynny piasek, subtelna rycina leżącej kobiety, dodatkowo w poziomie na przełamanie wertykalnego układu całości - to wszystko jest przeze mnie dobrze przemyślane, nic nie dzieje się tam przypadkowo i wiele tych niuansów ma dla mnie głębsze znaczenie. Powtarzający nie motyw wiatru, który rozwiewa ciemne włosy i porywa ziarenka piasku… Nawet kapelusz jest dla mnie szczególny. I stara maszyna do pisania (podobna stoi u mnie piętro niżej), która wybiła na papierze przypomnienie, by się zbytnio nie przejmować rzeczami, na które nie mamy wpływu. Mam odczucie, że wiele z tych kadrów, gdybym tylko miała okazję, sama chętnie uchwyciłabym aparatem, dlatego gdy ostatecznie plakaty zawisły na ścianie w moim domu stały się mi tak bardzo bliskie.






Ułożenie galerii może być książkowe. Liczba parzysta lub nie, wedle uznania. W inspiracjach na stronie sklepu szybko możecie znaleźć podpowiedź, jak to zrobić u siebie. Ja zawsze planuję i zawsze wychodzi mi inaczej. Tak również było w tym przypadku. Ale z założenia lubię rozwiązania niesztampowe i układ pozornie chaotyczny. Po raz kolejny bowiem Kochani pozwolę się nadmienić, że nic u mnie nie dzieje się z przypadku ;) To również element mojej historii, taki szczegół, który wiele mówi o mnie samej. Jednak pamiętajcie, że w każdej spontanicznej kompozycji musimy zadbać o równowagę i umiejętnie rozłożyć akcenty naszego „dzieła”. W razie potrzeby służę pomocą jako dekorator, nie bójcie się zadawać pytania w komentarzach.



Nieco innymi zasadami kierowałam się natomiast przy wyborze obrazów do pokoju syna. Ale o tym może napiszę Wam już w innym poście…

wtorek, 3 marca 2020

NOWY KOLOR ŚCIAN, CZYLI JAK WYRAZIĆ SIEBIE



Dzień dobry Kochani! Jak miło Was tu widzieć po takiej długiej przerwie. 
Mam nadzieję, że moje postanowienie, by pisać znów bloga nie będzie płonne. Ale nic nie obiecuję, będzie co ma być. Dziś o moim starym nowym salonie i przedpokoju, gdzie pojawił się na ścianie kolor. 

*
*
*

Istnieje coś takiego jak instynkt, przeczucie, że rzeczywistość ułoży się tak a nie inaczej. Może to rodzaj naszej podświadomej analizy i najzwyklejsza w świecie zdolność adaptacji do zmian, jakie w życiu są przecież naszym chlebem powszednim. 
Jednak dzięki temu instynktowi mamy czas, by coś przemyleć, przygotować się, a nawet czasem wręcz odwrócić bieg wydarzeń dzięki naszej wrodzonej przezorności. 

Kiedy śnią mi się stare domy, kolejne meble, które chciałabym uratować i przerobić na swoje, nachodzą mnie marzenia o miejscu moim od a do zet, wtedy zwyczajnie wiem, że czas na zmiany. Najtrudniejszy krok to ten pierwszy. Podejmuję czasem ryzyko, ale na szczeście jeśli to dotyczy domu i mojej płomiennej miłości do urzadzania wnętrz, to wiem, że wpadki też się zdarzają i nie ma w nich niczego złego. Są częscią składową mojej drogi. Mojej historii. Zawierzam przeczuciom i działam. Czas i tak wszystko zweryfikuje więc finalnie przekonam się, czy ten lub tamten wybór był tym właściwym.  

Dom to taka moja droga. Jesli ktoś chciałby nią w ślad za mną wyruszyć, to jest szansa, że odkryje kim jestem. Co mi w duszy gra. Gdyż wszystko, co robię dla domu, jest niczym innym, jak moim niespokojnym duchem. A jednocześnie jest tym, czego moja skołatana codziennością dusza potrzebuje, by odnaleźć spokój i właściwe (czyt.: zdrowe) proporcje. Wydaje się, że to dwie skrajności nie do pogodzenia. Jednak wnikliwe, wrażliwe oko nie będzie miało problemu, aby w moim pozornie jednostajnym wnętrzu odnaleźć ten cały niepokój i ciekawość świata. Monochromatyczne spokojne tło jest sceną wielu burzliwych wnętrzarskich dramatów… Może dzisiaj już ostrożniej podchodzę do urządzania domu, ale też nie bez przyczyny. Tak, wszystko co robię, na co się decyduję ma znaczenie. Kolor, faktura, układ, kompozycja, ale z drugiej strony właśnie ruch w tej niby statecznej rzeczywistości. Mebel długo nie zagrzewa jednego miejsca, kolor choć subtelnie, to jednak i tak zmienia się przynajmniej raz do roku, przepełnione szuflady od nadmiaru wspomnień i planów na kiedyś tam w końcu pod wpływem chwili pustoszeją, uwalniając miejsce na nowe. 
Często łapię się na tym, że w tych ciągłych zmianach zbyt dużej liczby planów nigdy nie realizuję. Tak samo jak nagle rodzą się pomysły, gasną i znikają w czeluściach wyniesionych na strych pudeł, schowanych na najwyższych półkach, gdzie nikt długo nie zagląda. A potem w chwili przebłysku wertuję umysł w poszukiwaniu czegoś, co tam utknęło na zawsze. Raczej daremne starania, i tak zapominam, co gdzie schowałam. 

W tych ciągłych zmianach jest jednak jakaś ciągłość i konsekwencja. Mogę być prawie pewna, że nic u mnie nie jest raz na zawsze, definitywne i skończone. Dobrze to wiedzieć, bo to pozwala wyzbyć się perfekcjonizmu, na który niestety choruję. Uważam bowiem, że dom nie powinien być „zbyt” dopracowany. Mój żyje i się zmienia. Spójny jest wyłącznie dzięki temu, że dzisiaj już bardzo dobrze znam siebie, swoje potrzeby i słabości. Liczę się też z tym, że ta przestrzeń to jednocześnie schronienie dla innych osób i ich potrzeby są równie ważne co moje własne. Ponieważ są częścią mojego życia, są jakby trochę mną. Dom, który to respektuje, jest przyjazny i ciepły. Jest dzięki temu prawdziwy i pozwala nam swobodnie się rozwijać. Daje szczęście. Nie jest pustym katalogowym zestawem rzeczy dizajnerskich czy drogich. Wręcz przeciwnie. Stanowi dobrze przemyślaną kompilację przeszłości, teraźniejszości, ale przede wszytkim pozostawia miejsce na to, co dopiero przyjdzie. Otwarte okno na odrobinę szaleństwa.
Kto mógł wiedzieć dziesięć lat temu, że malując dosłownie cały dom na biało, przyjdzie taki moment, że zechcę zmiany. To było przecież dla mnie jak przełom. Biel zdominowała moje wnętrza i oczyściła mnie od środka. Ale któregoś pięknego dnia wystarczyło sobie wyobrazić kolor, aby następnego dnia przemalować ścianę w kuchni na różowo. I po dwunastu miesiącach zrozumieć, że to nie jest ten kolor…. i przemalować na nowo. Biały jest bezpieczny, daje nam czas, jak cztery lata liceum młodemu człowiekowi, na odkrycie dokąd w życiu zmierza. Biały daje nam możliwość restartu. Zatem nic w tym nadzwyczajnego, że po jakimś czasie przemalowałam kolejne ściany. Ot, wewnętrzna potrzeba.

Celowość. Otwartość. Znajomość siebie. Czy nie wydaje się Wam, że to prawie jak autoanaliza? Krótka sesja na wygodnym fotelu psychoterapeuty, który pomoże wyłuszczyć nam kim jesteśmy i czego nam potrzeba. Ale w jakim celu? No właśnie… Dochodzimy do sedna, bo wszystko zmierza w jednym kierunku - poszukiwaniu w życiu szczęścia. Dla każdego z nas będzie się ono składało z innych elementów, bo jednak różnimy sie trochę mimo biologicznie podobnej powłoki. Mamy inne przeżycia, determinuje nas inne środowisko, musimy godzić się na takie czy inne życiowe kompromisy. Dlatego też inaczej rysuje się nasza przyszłość. I powinniśmy również mieszkać w domach, których charakter będzie mocno indywidualny, mimo tej powiedzmy podobnej stylowej powłoki… Gustujemy bowiem w pewnych trendach, albo mamy jakieś przyzwyczajenia, które bezpośrednio będą się przekładały na nasze postrzeganie piękna. Wybierzemy konkretnie styl francuski, nowojorski, swojski, przaśny lub minimalizm, to w sumie przecież tylko kwestia gustu. De gustibus non est disputandum. Ale by mówić o domu trzeba wyrobić w sobie własną perspektywę. Skąd możemy wiedzieć, że nie lubimy włochatych różowych foteli, skoro nigdy w nich nie siedzieliśmy?! We własnym domu możemy eksperymentować, próbować do woli, aż wyklaruje nam się nasz własny styl.
Spoglądam na to, w jaki sposób urządzam swój dom i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że aż tyle mojej introwertycznej duszy znajduje się wręcz „na wierzchu”, przez co jest ona narażona na czyjeś spojrzenia i oceny. Każdy może przyjść i po jakimś czasie może mi powiedzieć o mnie samej wiele więcej, niż po dziesiątkch godzin spędzonych wspólnie w neutralnym otoczeniu. Czyż to o czymś nie świadczy?

Droga do harmonii nas samych z naszymi domami może być dwojaka. Możemy wyruszyć w podróż wnętrzarską dopiero, gdy zaakceptujemy siebie, albo możemy wybrać inną, uważam o wiele ciekawszą drogę - dom wykorzystać do tego, by uświadomić sobie kim jesteśmy. Wystarczy skupić się na tym co i jak robimy. Poświęcić wyborom wnętrzaskim czas i uwagę. Nierzadko własną pracę. Zastanowić się, czego nam potrzeba, co do nas pasuje, w czym czujemy się dobrze, co daje nam szczęście i co pozwoli rozwinąć nam skrzydła w przyszłości. Spróbujcie. Gwarantuję Wam, że odnajdziecie w tym samych siebie. A przy okazji będziecie pięknie mieszkać.











Custom Post Signature

Custom Post  Signature