CZAS ZATACZA KOŁO. Gdy patrzę na swojego syna, jak skacze do wody, nasuwa mi się wspomnienie bardzo podobnego zdjęcia sprzed lat, na którym w koszulce na ramiączkach i zbyt luźnych spodenkach (pewnie zapożyczonych od dwa lata starszej cioci, z którą spędzałam każde lato) siedzę prawie gołym tyłkiem na ściernisku. Zdjęcie czarno-białe, lekko pożółkłe i przełamane w kilku miejscach. Pełne światła, ciepła, a dziś jeszcze dodatkowo przepełnione nostalgią. I inne zdjecie, na którym chłopczyk z ciemnymi dłuższymi włosami, przystrzyżonymi zgodnie z ówczesną modą na Mireille Mathieu, w dodatku z garnkiem na głowie w roli hełmu, zajada z niekłamanym szczęściem pieczonego ziemniaka. Ani ja, ani mój mąż nie pamiętamy już, kto stał wtedy za obiektywem aparatów, ale oboje wiemy, jaki smak miało wtedy życie. Nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy z tego, że czas ma w ogóle znaczenie.
W rodzinnym albumie znajduję też zdjęcia z tego samego miejsca - przesycone klimatem tamtych czasów, gdy wczasy w ośrodku robotniczym w małych, murowanych domkach nad jeziorem, były szczytem naszych dziecięcych marzeń. Trwała ondulacja u mamy, stylowy wąs oraz nieco zbyt krótkie i rozszerzające się dyskretnie u dołu spodnie na kant [mimo wszystko] u taty... Czas jednak wcale nie zmienił tak wiele. To miejsce ciągle ma tamten charakter, pewnie z powodu zdecydowanie mniejszej popularności, gdyż nie ma już dofinansowań do wczasów dla pracowników. Madzia, Borowik... od lat te same. Dlatego z tak ogromną przyjemnością patrzę na te zdjęcia, które udało mi się zrobić synowi. Dlatego w sepii. Dlatego mam wrażenie, że czas to zamknięte koło.
MIEJSCE: Turawa
CZAS: tu i teraz
l o v e
a g a