Dzień dobry po przerwie w dostawie świeżych postów.
Czasem zastanawiam się, czy gdybym zaczęła pisać kompletnie nowego bloga, to nie dotarłabym do większej liczby odbiorców, niż wracając co jakiś czas tutaj i próbując utrzymać się na powierzchni medialnego oceanu. A to bardzo niespokojne wody i w dodatku roją się od krwiożerczych bestii ;) Ale chyba jestem za wygodna na budowanie nowego wizerunku. Bezwstydnie zatem wykorzystam ten, który już mam, i napiszę jak gdyby nigdy nic, co u mnie słychać.
Nie wiem, czy już Wam kiedyś mówiłam o mojej fascynacji jesienią.... Z pewnością tak. Wszystkim wkoło o tym mówię, zwłaszcza, jak panie w kolejce po mięso na kotlety narzekają na chłód i krótkie, ciemne dni. Odzywam się wtedy nie pytana i udzielam arcymądrych rad, jak sobie poradzić z tą niechęcią do tej cudownej pory roku. Ot, taka blogerka ze mnie, co wie prawie wszystko i potrafi rozganiać przeróżne demony. Zwłaszcza, jak w grę wchodzi dom, brak światła, szaro bure nastawienie, które przekłada się wszak na to, co wokół nas.
Tak już mam, że uważam iż gołe i suche gałęzie są ładne, pozwijane brunatne liście podobnie, ciemności za oknem natomiast są pretekstem do zdmuchnięcia kurzu z pudeł ze świątecznymi lampkami już w listopadzie. Nie rozumiem kompletnie, co w tym złego, że rozświetlę sobie dom i poczuję się lepiej? Nikomu tym przecież nie szkodzę, a co więcej, innych może do tego przekonam.
Światło, świece i suche gałęzie.... Do tego dorzucam szczyptę kakao i trzask nagrzewającego się piecyka (czuję się, jakbym codziennie chodziła do sauny, hihi) - kwintesencja jesieni. Spacery z psem teraz są najpiękniejsze i najdłuższe, A każdy z nich grozi kolejną szyszką przywleczoną w kieszeni do domu. I jak tu nie kochać października? Jak nie kochać listopada?! Właśnie, nie da się!
Walczę dziś z bardziej przyziemnymi problemami, niż miłość/brak miłości do przyrody i jej kaprysów pogodowych. To dla mnie jak masło na bułce z rana, zawsze mi smakuje. Gonią mnie, jak każdego z nas, troski, rachunki i grafiki, zdrowie i życiowe znaki zapytania. Ale z drugiej strony, gdy się nad tym zastanowić, to wielkie i małe rzeczy równoważą się w tym całym kociołku zwanym codziennością, więc wniosek nasuwa mi się następujący - niech będzie po równo ważnych i błahych tematów w naszym życiu, niech będzie słodko-gorzko, a my, mając taką moc i władzę nad domem, róbmy wszystko, by jesień była piękna w naszych oczach i w odczuciu najbliższych. Co Wy na to?
Jak tylko odejdę od komputera to biegnę jeszcze zrobić co nieco w ogrodzie. Bo....piękna jesień za oknem ;)
l o v e
ŚWIECZNIK HOUSE DOCTOR scandiconcept.pl
Całkowicie się z Tobą zgadzam! Bez tych małych drobnostek, czasem smutków czy poddenerwowań, nie potrafilibyśmy cieszyć się tym, co mamy, radować z tego, co jest... Wszechogarniające szczęście byłoby... nudne z czasem ;) A tak - jeśli tylko człowiek potrafi skupić się na tych elementach, które dają mu radość, które sprawiają, że się uśmiecha - już wygrał :) i nie ważne, co dookoła. Szczęście będzie mieć w sobie :>
OdpowiedzUsuńCudownie napisane <3
OdpowiedzUsuńPięknie to napisałaś:) A miłością do lampek i suchych badyli pałam cały rok! Uściski- aagaluu :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że zostajesz w tym samym, blogowym miejscu :)
OdpowiedzUsuńDla mnie przyroda też jest wielką inspiracją w życiu. Również uwielbiam jesień za jej uroki, nastrój, klimat. Za to, że muszę szukać ciepła i światła. Mam wrażenie, że im jestem starsza tym bardziej doceniam uroki przemijającej przyrody. I właśnie w ogrodzie szukam wytchnienia gdy dopadną mnie przyziemne problemy.
Uściski
Te krwiożercze bestie to pewnie ze względu na Halloween.A tak na poważnie.Zawsze myślałam że jesień to jedna z najgorszych pór roku. Kiedy w strugach deszczu gnało się do szkoły, za oknem wieczna szarość, wszechobecna wilgoć. Wieczorne spacery z psem skracałam wtedy do minimum.Zabawy na dworze też nie były wtedy zbyt częste, choć moje podwórkowe towarzystwo tak lubiło po szkole bawić się i grać w "palanta" ,"chowanego" , "ganianego"...etc.To wszystko sprawiało,ze "jakoś nam było nie po drodze ".Z wiekiem to się zmieniało. Teraz całkiem inaczej ją odbieram. Teraz podobnie jak Ty staram się by była piękną pora roku nie tylko dla mnie , ale i dla mojej rodziny.
OdpowiedzUsuńA tu już zrobiła się zima :) Jesienna wieczorna zaduma zamieniła się w mroźne poranki przy kawie. Przynajmniej u mnie.
OdpowiedzUsuńJesień jesienią, a u mnie zima i minus 12 stopni z rana :)
OdpowiedzUsuń