Tak sobie myślę, że wiele rzeczy w moim życiu zmieniło swoje proporcje. Małe stało się nadprogramowo duże, a to, co wcześniej pochłaniało większość mojej uwagi zniknęło prawie zupełnie. Może jedynie odnajdując moją świadomość we śnie i błąkając się jeszcze niespokojnie, jak uwięziona ćma, która czuje potrzebę ciągłego podążania za światłem, i która gdy je znajdzie to popada w lekką paranoję próbując się utrzymać w jego pobliżu. Ćmą nie jestem. Na szczęście. Ale nie łatwo mi było zaakceptować zmiany, więc zachowywałam się poniekąd odrobinę jak schizofreniczny łuskoskrzydły owad zamknięty pod szklanką. Jednak z perspektywy kilku miesięcy widzę, że to, czego się obawiałam, dało mi nadspodziewaną siłę i spokój. Czyli było dla mnie dobre.
Zauważyłam też w swoim życiu pewną prawidłowość. Nie wiem, czy to budujące spostrzeżenie, wielu pewnie uznałoby to za brak zdecydowania, albo konsekwencji, pięknie brzmiącej perseverence.... Otóż, średnio co pięć lat zmieniam w życiu cele, albo po prostu przekierowuję swoją energię. Czasem dotyczy to pracy, a czasem życia osobistego. Jednak ta cykliczność jest dla mnie bardzo charakterystyczna. Dlatego też dzisiaj podobnie jak kiedyś w przeszłości i kiedykolwiek w przyszłości, nie uważam, że znajduję się w miejscu docelowym i ostatecznym. Dobrze wiem, że gdzieś zmierzam i zmiany są nieuniknione. Że wybory są konieczne i żaden z nich nie jest zły. Zbieram doświadczenia jak koraliki i nanizuję je cierpliwie na swój łańcuszek życia. Praca nie jest ostateczna, a zdrowia nie można kupić. I tak dalej i tym podobne. Nie będę zanudzać. Ważne jest to, żeby nie czekać, aż ktoś za nas zdecyduje, aż weźmie nasze życie w swoje ręce i zrobi z niego pożytek, nada mu sens. Albo nawet je uratuje. To nasze zadanie, aby kreować je w taki sposób, by zadowalało nas i pozwalało nam na dzielenie się tym ogromnym szczęściem z innymi, których kochamy. Warto więc szukać miłości, spokoju, warto zmienić czasem pracę, wziąć wolne, zacząć od nowa rzeczy, które przecież zwyczajnie można zrobić inaczej. Warto próbować, bo w próbowaniu jest pewne poczucie pełni i satysfakcji. Czasem, by stanąć w miejscu, potrzeba przejść i przejechać tysiące kilometrów... I to jest dobre. To jest życie.
Ale nie o tym miało dzisiaj być. Miało być zwyczajnie....o koszu na śmieci {uśmiech}. Tylko że kosz na śmieci nie zmusza mnie aż do tylu przemyśleń. Myślę, że zdjęcia pozwolą Wam się wystarczająco zapoznać z tematem. Dla zainteresowanych jednak napiszę, że Brabantia to holenderska marka, której produkty domowego użytku są doskonałej jakości i nie jest to zdanie podyktowane mi przez samego producenta. Używam akcesoriów kuchennych Brabantii już od wielu lat i są po prostu niezniszczalne i niezastąpione w domu. Teraz zdecydowałam się na biały kosz wolnostojący NewIcon i jestem bardzo zadowolona, gdyż wcześniej miałam niewielkie kosze umiejscowione w szufladzie pod zlewem, co było nieco kłopotliwe. Doceniam pedał i wolno opadające zamknięcie, gdyż wreszcie mogę wyrzucać do kosza odpadki, bez konieczności wycierania rąk w czasie pracy. Bardzo praktyczne rozwiązanie, biorąc pod uwagę posiadanie białych mebli w kuchni. I....muszę przyznać że ten kolor {mineral eternal white} przepięknie się prezentuje i w ogóle nie ma problemu z utrzymaniem go w czystości.
Brabantia ujęła mnie jeszcze jednym faktem - a mianowicie przy produkcji koszy na śmieci wdrożony jest program ekologiczny. Kupując kosze NewIcon - wspiera się akcję Ocean Cleanup, minimalizującą ilość śmieci dryfujących po oceanach, a w przypadku gospodarowania odpadami w naszych domach, każde działanie proekologiczne jest bardzo ważne i warto na to uczulać domowników, zwłaszcza tych najmłodszych.
Same kosze NewIcon są wykonane w 40% z materiałów pochodzących z recyklingu, a po jego wyrzuceniu 98% pojemnika i opakowania jest poddawane recyklingowi. Jeśli chcecie wiedzieć więcej, to szukajcie informacji na stronie Brabantii oraz TU.
Zostawiam Was ze zdjęciami i kawą, a ja pędzę do kuchni.... dzisiaj kurczak po chińsku z warzywami i ryżem ..... już mi burczy w brzuchu Kochani.
Uściski.
Do szybkiego napisania.
G E T T H E L O O K
Piękny kosz i w sumie sam z siebie stanowi fajną ozdobę (: My segregujemy śmieci i to jest podobne do zmian w życiu. Moje życie obecnie podlega zasadzie segregacji. Uporządkowaniu. Selekcji. I w sumie to chyba drugi raz w moim życiu coś takiego się dzieje...pierwszy raz był 8 lat temu...wtedy zostawiłam swoje dotychczasowe życie bez reszty, nagle, i z bagażem niepewności zaczęłam od zera...
OdpowiedzUsuńTych kilka pierwszych słów dało mi poczucie wewnętrznego spokoju.Dziękuję Agnieszko.
OdpowiedzUsuńPięknie napisane :>
OdpowiedzUsuń